Ewangelia Łk 18,9-14
Opowiedział też niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: «Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. A celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony».
Nauka 2
Wczoraj mówiliśmy o miłości Jezusa. Oddał swoje życie aby każdy z nas miał życie wieczne. Nie oceniał, nie odrzucał. Dał szansę każdemu kto zechciał do Niego przyjść, a przychodzili ludzie bardzo różni.
Jednym z powołanych był Mateusz, celnik, oszust, złodziej. Dorobił się na krzywdzie i sracie innych, lecz w swoim sercu nie był do końca zepsuty. Kiedy staną przed nim Jezus i zawołał go po imieniu, wstał natychmiast, nie wahał się ani chwili i posłuchał wezwania. Mógł powiedzieć „nie”, mógł nie chcieć, mógł twierdzić, że nie ma nic na sumieniu bo inni przecież robią podobnie, ale on wybrał prawdę. Stanął niejako nagi wobec Jezusa i powiedział chcę pójść za Tobą. Skoro raz usłyszał głos Pana nie chciał już się zatrzymać. Poszedł i zmienił całe swoje życie. Nie zostawił nic dla siebie. Nie chciał niczego w zamian poza miłością i przebaczeniem.
Przyszła i prostytutka, która nie mogła otwarcie pojawić się na ulicy. Z jednej strony wykorzystywana i napiętnowana, z drugiej pożądana i pogardzana. Płakała tak bardzo. Żałowała za każdy ze swych licznych grzechów i jedyne o czym marzyła to uwolnienie z zaklętego kręgu grzechu, pogardy i cierpienia. Na nikogo nie mogła liczyć, nikt nie chciał jej pomóc, żaden szanujący się obywatel nie spojrzałby na nią bez splunięcia. Przyszła do Jezusa nie śmiąc nawet spojrzeć na Niego. Miała jedynie nadzieję, że jak uklęknie przed Nim to nie zostanie kopnięta, odtrącona, wyśmiana i wypędzona. Nie spodziewała się, że żadnego przychylnego gestu. Byłaby szczęśliwa, gdyby Pan Jezus pozostał obojętny wobec niej i gdyby tylko zaszczycił ją spojrzeniem pozbawionym pogardy. Gdy obmywała Mu nogi On nie zareagował. Słyszała wzburzenie, rozgniewane głosy. Spodziewała się bólu uderzenia, ale nic takiego się nie stało. Płakała, całowała stopy Jezusa, wycierała je swoimi włosami. Namaściła najcenniejszym olejkiem jaki zdobyła. Wtedy usłyszała nie potępienie i wzgardę, ale pełne miłości słowa przebaczenia.
Jezus nie tylko nie potępił jej, ale i z łagodnością przemówił. Przyjął do grona swoich wybranych i zaprosił do wspólnej wędrówki przez trudy życia. Kobiecie tej nigdy nie było lekko. Przebaczenie Jezusa wcale nie poszło w parze z przebaczeniem ludzi. Dalej na nią pluli, dalej składali niemoralne i obleśne propozycje, dalej pogardzali i wyśmiewali. Lecz od chwili gdy oddała swoje serce Jezusowi życie się zmieniło. Wiedziała, że w trudach codzienności nie jest już sama. Ma kogoś na kogo zawsze może liczyć, komu zawsze może zaufać, kto nigdy jej nie wykorzysta i nie zdradzi. Poszła za Panem z wyboru i z radością w na nowo oczyszczonym sercu. Tego cudu nie zapomniała już nigdy. Przebaczenie na które nie mogła liczyć stało się jej udziałem.
Przyszedł do Jezusa żołnierz. Sam nie wiedział, że przyszedł. Był na Golgocie w czasie ukrzyżowania i brutalnie przycisnął kolanem rękę Jezusa do Krzyża. Wiedział, że bardzo to boli. Zobaczył na swym kolanie krew Jezusową, gdy otworzyła się na nowo ledwie zasklepiona rana, ta zadana przez innego żołnierza w czasie biczowania. Naciskał mocno na ramię, aby jego kolega mógł wbić w dłoń kolejny gwóźdź. Wtedy usłyszał coś, co zapadło mu w pamięć do końca życia. Coś co zmieniło jego życie i sprawiło, że nie mógł zaznać spokoju. Cichy jęk Jezusa: „Ojcze odpuść mu.”
Przez całe lata próbował o tym nie myśleć, aż przyszedł czas, że odnalazł ukrywających się chrześcijan. Nie wiedział czego się spodziewać. Stanął przed nimi wszystkimi, przed mężczyznami, kobietami i dziećmi. Resztką tych, których nie wyłapano i nie wtrącono do więzienia. „Zabiłem Go!” Powiedział, a z oczy płynęły mu łzy. I wtedy usłyszał. „On Ci już wtedy przebaczył.”
Nie ma na świecie człowieka, który przychodząc do Jezusa i prosząc o wybaczenie nie otrzymałby tej wielkiej łaski. Nie jest ważne czy popełnił wielkie czy małe grzechy, czy ukradł chleb bo chciał nakarmić głodne dzieci, czy zabił bo chciał napawać się widokiem krwi i cierpienia. Nie jest ważne kim i jaki był. Jeśli się zmienił, jeśli żałuje, jeśli chce się poprawić, jeśli chce żyć inaczej, zawsze otrzyma łaskę wybaczenia.
Lecz przyszedł do Jezusa też i pewien Faryzeusz. Pożądny facet. Żył uczciwie. Oddawał dziesięcinę, modlił się kilka razy w ciągu dnia. Kiedy przechodził koło domu nierządnicy nigdy nie zapomniał splunąć z niesmakiem. Często myślał, że Bóg jest niesprawiedliwy. Powinien już dawno dotknąć tą ladacznicę trądem lub jakąś inną straszną i śmiertelną chorobą. Kiedy widział złodzieja, zawsze źle mu życzył. Oby Pan rzucił na ciebie klątwę – myślał.
Poszedł do świątyni i z niesmakiem przeszedł obok stojącego u wejścia celnika. Takich jak on, złodziei nie powinno się tu wpuszczać pomyślał. W końcu podszedł jak tylko mu się udało najbliżej miejsca świetego świętych. Stanął przed Panem i wzniósł ręce w modlitwie. W Jego sercu nie było żalu. Jestem przecież sprawiedliwy – mówił sobie w swym sercu. Nie mogę sobie nic zarzucić. Nikogo nie zabiłem, nic nie ukradłem. Mieszakam sam więc nie mam z kim grzeszyć. Zresztą jestem lepszy od większości będących tu ludzi.
On jedyny, z wszystkich wymienionych powyżej nie uzyskał przebaczenia. On jeden odszedł przekonany o swojej doskonałości, lecz bez pokoju w sercu, bez błogosławieństwa i z piętnem piekła na czole. Szatan ucieszył się bardzo, bo ten jeden, chociaż jeden tak bardzo uważa się za sprawiedliwego, że nie zauważył, jak głęboko pycha i próżność zapuściła w nim swoje korzenie.
Dzisiaj moi kochani zmagamy się z naszym sercem, które nie chce przyznać, że mamy w nim jakieś zło, że jest w nim grzech. Bardzo często stajemy przed Bogiem jak ten faryzeusz w ułudzie sprawiedliwości i pragniemy aby Pan uznał nasz obraz siebie za prawdziwy. Lecz nasz osąd nie zawsze odpowiada rzeczywistości.
Rozmawiałem kiedyś z człowiekiem, który został skazany na kilka lat więzienia za powtarzające się kradzieże. Opowiadał bez skrępowania, jak włamywał się do domów, jak kradł, jak, oszukiwał. Widać było wyraźnie, że jest dumny z tego co robił. Kiedy spytałem go, czy nie uważa, że to co robił było złe, odpowiedział, że nie. Źli to byli policjanci, którzy w końcu doprowadzili do jego aresztowania i później do osądzenia. Wiem, że przykład jest przejaskrawiony, choć prawdziwy. Lecz bardzo podobnie jest z naszym sercem, które jeśli nie chce uznać swojej grzeszności, wszędzie indziej będzie szukać winy, byle nie w sobie samym.
Jest takie stare chińskie i bardzo mądre przysłowie, że do pełnej filiżanki nie da się już nalać herbaty. Jeśli nie wierzycie to spróbujcie. Zaparzcie pełną filiżankę herbaty. Ale tak na prawdę pełną, aby ciecz była nawet odrobinę wyżej brzegów filiżanki. No i jak będziecie mieli taką filiżankę herbaty, spróbujcie wlać w nią kolejną porcję.
dokładnie tak jest z sercem człowieka. Jeśli jest pełne egoizmu, jeśli jest pełne własnego ja, jeśli to ja, moje życie i to co ja chcę jest najważniejsze, to gdzie jest miejsce na Wolę Boga, na Jego Miłość i przebaczenie?
Dzisiaj stajemy wobec wielkiej łaski wybaczenia, jaką daje nam Jezus. On umierając na krzyżu, już na wybaczył. Już dał nam życie wieczne. Już odkupił każdego z nas, ale nie od Niego zależy czy będziemy chcieli przyjąć te wielkie dary. On nam je dał, ale to my wprowadzamy je we własne życie.
Jeśli zamkniemy się na Niego, na Jego łaskę, na Jego prawo i przykazania, na sakramenty, na Ewangelię, to sami wykluczamy się z Jego towarzystwa. Sami wywalamy Go z naszego życia. Nie miejmy zatem pretensji że nie działa w nim, że nam nie błogosławi, że nie zmienia tego co niedoskonałe w naszej codzienności.
Każdy i o każdej porze może przyjść do Jezusa i poprosić Go o pomoc. O przebaczenie, o łaskę. Jedynym warunkiem jest chęć zmiany życia i przyjęcia Go za Zbawiciela. Na prawdę nie jest ważne jaka była nasza przeszłość. Nie liczy się to co uczyniliśmy. Nie ma znaczenia ile świństw w życiu popełniliśmy. Jeśli tylko zechcemy możemy wszystko naprawić.
Jezus wymaga od nas tylko tego, abyśmy przyszli do niego w sakramencie spowiedzi, dobrze przygotowani i szczerzy. Chce abyśmy Mu zaufali i zechcieli zmienić to co niedoskonałe. Mamy wyrzec się grzesznego życia i zacząć nowe, w którym to On będzie Panem. Jeśli Mu uwierzysz – będziesz zbawiony.